Mela urodziła, huurrra!
Poród odbył się bez komplikacji i dużego wysiłku ze strony rodzącej. Z mojej strony już nie było aż tak dobrze, emocje wzięły górę, ręce drżały, chaotycznie kręciłam się po kuchni, dzieci z mojego nie dopuszczającego sprzeciwu nakazu poszły wcześniej spać, mąż dostał nakaz cichego zachowywania się by nie rozpraszać Meli no i oczywiście mnie, ... głównie mnie.
Kilka przepowiadających skurczy, kilka niewielkich cichych zaskomleń oznaczających że coś się dzieje i zdradzających nadchodzące wydarzenia i Mela urodziła pierwsze szczenię.
Po nim nastąpiło kolejnych 5 porodów ;-)
Nad ranem położyłyśmy się spać: Mela jako szczęśliwa mama i ja - zmęczona (parciem, stękaniem) emocjami związanymi z powiększeniem się Rodzinki o kolejne sześcioro dzieci.
Ach, co to była za noc ;-)
Niestety, jednego ze szczeniąt nie udało się odratować (mała waga, niedorozwinięte płuca i być może dodatkowych innych kilka powodów) ale reszta ma się dobrze, moc niech będzie z nimi!!!
P.S. Ten kurczak.....Mela go zaadoptowała jeszcze przed samym porodem i nikomu nie pozwala wyjąć z leżanki ;-) Każda próba wyjęcia kończy się jej rzucaniem, odbieraniem kurczątka i ponownym odniesieniem do szczeniąt.
Kurczak musi być!
Mamy dziś pełnię.Urodzone szczenię o pełni księżyca. Pełnia szczęścia. Dobranoc ......
Superaśne!
OdpowiedzUsuń